Wyruszyliśmy na zachód od Gibraltaru z zamiarem dotarcia do Kadyksu, ale po drodze zajechaliśmy do Tarify.
Tarifa
Tarifa, zamieszkała przez kilkanaście tysięcy ludzi, to mała mieścina, która ciekawa i warta fatygi jest z przynajmniej dwóch powodów.
Pierwszy to taki, że uznawana jest za hiszpańską mekkę surferów. Co prawda gdy tu trafiliśmy, to wiatr daleko był od poziomu piździ jak w Kieleckiem, ale wierzę na słowo, że warunki są znakomite. I pasują do plaży, równie świetnej.
Drugi z kolei, to fakt, że jest to najbardziej wysunięta na południe lądowej Hiszpanii miejscowość. Wysunięta do tego stopnia, że na zdjęciach z Jezusem stojącym na straży wejścia do portu powinniście móc zobaczyć brzeg Afryki.
Kadyks
Zacznijmy od tego, że przed jakimkolwiek wyjazdem do kraju hiszpańskojęzycznego warto jest liznąć nieco języka. Choćby do tego stopnia, w którym jest się stanie wymawiać poprawnie zapisane nazwy miejscowości, czy przystanków metra. Dzięki temu wiadomo od razu, że w nazwie Cádiz (Kadyks właśnie) należy zafaflunić językiem między zębami tuż po i. Tu jeszcze dramatu nie ma, ale dla laika wymowa Jerez... Cóż, przyznaję bez bicia, że gdybym wtedy pytał o tę miejscowość lokalsów, to na bank żaden nie wiedziałby o co mi chodzi.
Wróćmy do Kadyksu.
Jest to najstarsze zamieszkane bez przerwy miasto zachodniej Europy. I to widać. Niesamowity klimat starych ulic, mnóstwo pełnych przepychu katedr i kościołów, czy położony na cyplu Castillo de San Sebastian robią wrażenie. Miasto wydaje się oddychać historią i jest punktem obowiązkowym podczas zwiedzania Andaluzji.
Mała podpowiedź - warto udać się do wieży Tavira, bo oprócz panoramy Kadyksu z jej szczytu możecie zobaczyć również prezentację zrealizowaną za pomocą klasycznego aparatu otworkowego wbudowanego w wieżę.