Wczoraj wieczorem, podczas WOŚPowego "Światełka do nieba", zaatakowany został prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz. W wyniku poniesionych ran dziś niestety zmarł.
Gdańsk od dziesięciu lat jest miastem, w którym mieszkam, a od kilku tym, które jest dla mnie domem. Wczorajsze wydarzenia, poza ludzką tragedią, mają dla mnie również wymiar symboliczny. Są zamachem na to, za co kocham to miasto: bezpieczeństwo, wolność, radość z życia.
Naturalną rzeczą dla nas, ludzi, w przypadku tego typu bezsensownego aktu przemocy jest próbować znaleźć sens, wytłumaczenie lub winę. Nie wiem, czy w takim przypadku to konieczne i rozsądne, choć powstrzymanie się od tego na pewno nie pomaga w zaakceptowaniu tak niespodziewanej straty.
Wiem, że pan prezydent Adamowicz był uwielbiany przez tysiące i mam nadzieję, że pamięć o tym choć w minimalnym stopniu pozwoli ukoić ból i pogodzić się z odejściem jego rodzinie, przyjaciołom i mieszkańcom miasta.
Ja natomiast chciałbym jednego. Aby, bez względu na wszystko, każdy mógł stać w dowolnym miejscu na Ziemi z uśmiechem na ustach, z podniesionym zimnym ogniem i nie musiał zastanawiać się, czy za 12 miesięcy dane mu będzie zrobić podsumowanie roku.
Tego życzę sobie i wam.